Forum Orzechowo Strona Główna FAQ Użytkownicy Szukaj Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj Rejestracja
Orzechowo
Forum dla ludzi
 Cognosce te ipsum - poznaj samego siebie Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Sonik vel Dexik




Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 14 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Dyskowy kontynet XXXX
PostWysłany: Sob 22:07, 30 Lip 2005 Powrót do góry

Tytuł: Cognosce te ipsum (łac. Poznaj samego siebie)
Autor: Sonik vel Dexik

Prolog

Nadszedł dzień, na który Varinia Vanitas czekała. Nie obawiała się go, ani nań się nie niecierpliwiła. Wiedziała, że nastąpić musi, tak jak po dniu następuje noc, a przynajmniej w sposób podobny. Ta w pewnym sensie bierność była ważną częścią jej, jak niesamowitej, osoby. Stanęła w korytarzu Seltrandu, prezentując całą siebie: od rudych loków opadających do pasa, po oczy niczym nieskończenie głębokie, czarne jeziora, z gwiazdą weń płonącą. Biel i czerń w naturze nie występowały, a ona miała oczy i czarne, i białe, oznaka drobnego zachwiania uniwersum, bycia dzieckiem Wybranym. To właśnie paranormalne zdolności, idące w parze z niezwykłymi oczami, sprawiły, że teraz stała w tej szkole, w tym wyjątkowym miejscu dla takich, jak ona.
Czuła niepewność i zagubienie, jednak sprawiała wrażenie osoby spokojnej, skrytej w sobie, ale doskonale orientującej się w sytuacji - niezależnie od okoliczności, właśnie tak się prezentowała. Nie chcąc marnować czasu, ruszyła w kierunku, gdzie, według planu, który miała kiedyś okazję przejrzeć, był gabinet dyrektora. Jej krok był niepewny, wolny, lekko kulała. Jednak była wdzięczna światu jako takiemu, że w tym ważnym dniu, nie musiała przyjeżdżać na kołach, że nie miała żadnej kończyny złamanej.
Trafiła bezbłędnie, co nie wzbudziło w niej nic poza wrażeniem, jakie spotyka człowieka, gdy dowiaduje się, że poprawnie odpowiedział na jakieś pomniejsze, proste i nieistotne pytanie na sprawdzianie. Zapukała swoją bladą, małą dłonią, nie zauważywszy innej możliwości oznajmienia, że stoi pod drzwiami i pragnie wejść.
- Jeszcze jeden nowy uczeń? - zapytała starsza kobieta, otworzywszy drzwi.
Dziewczę lekko przytaknęło. Kobieta wpuściła ją do małego pomieszczenia, w połowie zapełnionego kartkami, książkami, teczkami, jednak panował tu porządek, na blacie dużego biurka znajdowała się tylko jeden segregator.
- Może byś się tak przedstawiła?
Dziewczę darowało sobie uwagę, że kobieta nie dała jej wcześniej żadnej informacji, komunikatu, któryby mówił, że ma podać swoje nazwisko, więc drobna pretensja w głosie kobiety jest bez pokrycia. Powiedziała jedynie to, czego odeń oczekiwano:
- Nazywam się Varinia Vesta Vanitas – zabrzmiał głos cichy, ale wyraźny, w którym ukrywała się dziwna nuta.
Kobietę jednak zainteresowało coś innego.
- Z tych Vanitas? – zapytała mrużąc oczy, jakby próbowała sobie wyobrazić coś w głowie.
Dziewczę przytaknęło, ponieważ doskonale wiedziało, o co kobiecie chodzi.
- Interesujące. Nigdy bym się nie spodziewała po tych ludziach... Ale, moja młoda panno, uprzedzam, nie będziesz mieć z tego tytułu... – jej głos najpierw zacząć cichnąć, a potem urwała. Coś w czarnych oczach dziewczyny wyraźnie dawało do wiadomości, że ta informacja nie jest jej potrzebna. Kobieta odebrała także wrażenie, że Varinia będzie mieć przywileje z innych powodów.
- W którym roku została założona ta szkoła? – zapytała niespodziewanie.
- Pięćset trzydziestym drugim, pierwszego grudnia, według niepewnych źródeł otwarcie odbyło się o osiemnastej.
- Skąd o tym wiesz? – padło pytanie, a kobieta bacznie przypatrywała się twarzy dziewczyny.
- Przykro mi, ale odpowiedź nie byłaby dla pani satysfakcjonująca – odparła niechętnie, jej twarz nie zmieniła wyrazu odkąd pojawiła się w pomieszczeniu.
- Jeszcze sobie porozmawiamy, niepotrzebnie zabieramy sobie czas. Dlaczego zjawiłaś się tu bez opieki?
Dziewczyna nie odpowiedziała od razu, co kobieta źle zrozumiała.
- To na pewno ciężkie, mieć tak ważnych rodziców. Pewnie niekiedy chciałabyś być członkiem normalnej, przeciętnej rodziny, co? Ci, którzy zazdroszczą takim jak ty, nie zwracają uwagi nie złe aspekty... – znów urwała, nie widząc zmiany w twarzy dziewczyny. Gdyby ta się niecierpliwiła, denerwowała – to byłoby normalniejsze, ale ten spokój i cierpliwość zupełnie nie pasowały kobiecie do jedenastoletniego dziecka.
Już bez słowa wyszła na korytarz i poprowadziła dziewczę do innego pomieszczenia, które okazało się klasą. Znajdowało się tam jedenaścioro rówieśników Varinii i młody mężczyzna. Wszystkie twarze spojrzały na wchodzące.
- ... Vanitas, Varinia – powiedziała nie pytana kobieta, po czym wyszła.
Dziewczynę znów ogarnęło zdenerwowanie, jednak był to jedynie ledwo tlący się płomyk gdzieś w najdalszych głębiach jej umysłu, nawet nie zbliżający się do zewnętrznych warstw jej świadomości.
- Vanitas... – zaczął mężczyzna z zastanowieniem. – Z ty... – urwał. – Miło mi cię powitać... Varinio! Jak wiesz, to jest klasa pierwsza. Czekaliśmy na ciebie, jeszcze nie zacząłem mówić... Wszyscy jesteśmy tu od chwili. Proszę, usiądź.
Dziewczyna zrobiła, o co ją proszono, pozwalając sobie na prychnięcie w duchu, co było dla niej dość dużym posunięciem. Już nabrała obaw, co do kompetencji tego, jak się domyślała, nauczyciela.

Ostatnie promienie słońca ześlizgiwały się z powierzchni Novelsin, ustępując miejsca nadciągającej nocy. Zielonooka dziewczyna przetarła zmęczone oczy. Spojrzała na piękny widok za oknem i opuściła bezwiednie książkę, ta, upadłszy, zamknęła się, prezentując dobrze widoczny tytuł: „Politologia dla początkujących”. W pokoju nie było żadnej nieznajomej osoby, więc nikt nie skrzywił się, nie wytrzeszczył oczu i nie parsknął. Zresztą nie było tutaj nikogo nawet znajomego dziewczynie. Trzynastolatka westchnęła, wstała z fotela i, całkowicie ignorując leżącą pod nogami książkę, wyszła z pomieszczenia.
- Drusilla? Wreszcie wyszłaś z tej swojej nory, pomóż mi przy kolacji – odezwała się matka dziewczęcia, zauważając córkę na korytarzu. Ta niechętnie podążyła do kuchni.
- Boisz się poniedziałku?
Dziewczyna ze zdziwieniem spojrzała na matkę.
- Nie, czemu miałabym?
- Przecież idziesz do nowej szkoły, rozpoczynasz nowy okres w swojej edukacji! No i... Wreszcie możesz rozwijać swoje... zainteresowania.
- Więc tym bardziej powinnam być zadowolona, że to już za dwa dni, prawda?
- W pewnym sensie tak. Ale, Drusi, nowi ludzie, nowe środowisko, nowe miejsce...
- Wiem, gdzie to jest. A obcych ludzi spotyka się na każdym kroku.
- Nie jestem pewna, czy ta twoja udawana odwaga i dorosłość są dobre...
Drusilla prychnęła w duchu, ponieważ nie mogła pozwolić sobie na nic więcej pod bacznym spojrzeniem matki. Nie miała ochoty dyskutować, już zrezygnowała. Niemal odkąd zaczęła mówić, próbowała wytłumaczyć tej kobiecie, że nie widzi nieuzasadnionych strachów w otaczającym ją świecie. Że jest po prostu inna. Ale matka wierzyła tylko wierszom, między innymi głoszącymi, że życie jest straszne, pokrętne i niezrozumiałe. Dziewczyna nie znalazła nigdy w swojej egzystencji żadnej z tych cech i miała wrażenie, że inni żywot po prostu sobie komplikują.
Szybko zamieniła bryłę sera w kupkę plasterków i mruknąwszy pod nosem, że nie jest głodna i chce już zasnąć, wyszła. Jednak po dotarciu do pokoju zmęczenie opuściło ją bezpowrotnie. Jedynie obraz przed oczami lekko się zamazywał, więc z trudem odczytała położenie cieniutkich jak igły wskazówek na elektrycznym budziku. Była dwudziesta pierwsza pięć, czas, kiedy zwykle siedziała nad lekcjami. A w wakacje dokształcała się. Nie miała ochoty na naukę, chciała zastanowić się, pomyśleć. Jednak gdy usiadła w fotelu, patrząc na akwarium pełne rybek, roślin ozdobnych i glonów, w jej głowie zapanowała pustka.
Równo godzinę później zapukała do pokoju matka. Nie doczekawszy się odpowiedzi, cicho weszła do środka. Uśmiechnęła się lekko, widząc śpiącą córkę. Nie widząc innego rozwiązania, po prostu opuściła pomieszczenie. Drusilla zawiesiła oczy na przesuwającej się w górę klamce. Westchnęła. Każdy może czasem skłamać – tłumaczyła sobie. Wytworzenie iluzji było rzeczą dlań łatwą, a na pewno najlepiej sytuacja wyglądała, gdy matka twierdziła, że córka śpi, a Drusilla mogła w spokoju siedzieć w pokoju.
Tylko, moja droga, ty przekroczyłaś kłamanie „czasem” – powiedział jej wewnętrzny głos.
Nie mogła nie przyznać sobie samej racji. W te wakacje nie kładła się przed dwudziestą trzecią, a wstawanie o szóstej rano, do którego się przyzwyczaiła, według rodzicielki wchodziło w grę tylko, jeśli dziewczę zaśnie poprzedniego dnia przed dwudziestą drugą. Kolejny przykład tego, że matka Drusilli uważała, że co się odnosi do niej, odnosi się do wszystkich.
- Iluzja jest potrzebna, a ja nie robię nic złego – powiedziała, zamykając na chwilę oczy.
Może gdyby ta kobieta nie była, jaka była, wiedziałaby o zdolnościach córki. Może nie byłaby ślepa na to, czym Drusilla jako małe dziecko chciała się z nią podzielić. Może. A teraz nikt nie wiedział, że Decertionówna nie była zwyczajnym mieszkańcem tego małego kraju.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sonik vel Dexik dnia Pią 20:45, 30 Wrz 2005, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Orzech
Admin Wszechmogący
Admin Wszechmogący



Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Z rzeczywistości
PostWysłany: Sob 22:27, 30 Lip 2005 Powrót do góry

No fajne fajne. Moja ocena narazie 8/10 ale jak dasz odc. to moze podwyzsze


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sonik vel Dexik




Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 14 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Dyskowy kontynet XXXX
PostWysłany: Sob 22:46, 30 Lip 2005 Powrót do góry

Adminusiu, a mogłabym poprosić o konstruktywniejszy komentarz? Za co dostałam osiem punktów, za co straciłam dwa? Co jest nie w porządku, co się podoba?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orzech
Admin Wszechmogący
Admin Wszechmogący



Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 874 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Z rzeczywistości
PostWysłany: Sob 22:52, 30 Lip 2005 Powrót do góry

Bo mi się czasem pisać nie chcę Very Happy

Oki chcesaz piszę.
1 punkt odjąłem za literówki. W nastęnych częściach staraj się ich nie robić.
Drudi. Za coś stylu " Zapukała swoją bladą, małą dłonią, nie zauważywszy innej możliwości oznajmienia, że stoi pod drzwiami i pragnie wejść." Pisz trochę mniej pogmatwanie.
Podoba mi się fabuła. I czekam na następne odcinki.

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Snake Eye




Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/2
Skąd: Dupsonowo
PostWysłany: Pon 2:17, 01 Sie 2005 Powrót do góry

Mi sie podoba jest fajne Very VEry Happy
Czekam na much (y) Very Happy Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
elfette
Poprawiacz



Dołączył: 06 Wrz 2005
Posty: 531 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: znienacka
PostWysłany: Wto 18:48, 06 Wrz 2005 Powrót do góry

9/10
Zaraz wyjaśnię czemu. Jeden punkt odjęłam za literówki, których nie cierpię.
Ja sama literówki robię tylko wtedy, kiedy się zakocham, czyli raz na milion lat.
Ale fajnie jest, bardzo jestem zadowolona, że to takie długie, życzę natchnienia (my pisarze wiemy, jak to z nim jest Very VEry Happy) i w ogóle pozdrawiam
E
L
F
I

Czym się ciepło i nie daj się ewentualnym krytykom! Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sonik vel Dexik




Dołączył: 30 Lip 2005
Posty: 14 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Dyskowy kontynet XXXX
PostWysłany: Pią 20:39, 30 Wrz 2005 Powrót do góry

Już wpadłam na forum, to wypada uaktualnić dział^^

Rozdział pierwszy

Pojazdy policji i pogotowia niemal jednocześnie zatrzymały się pod dużym domem, stojącym nad wielkim jeziorem. O tej porze krajobraz był wprost bajeczny. Słońce, chowając się za horyzontem, barwiło chmury na rozmaite odcienie tęczy, a woda zdawała się być niezgłębionym odmętem pełnym magicznych stworzeń. Jednak tego wieczoru w pobliżu nie było ani jednej osoby, któraby się zachwycała zachodem.
Młoda kobieta o przenikliwych zielonych oczach spojrzała uważnie na wchodzących ludzi.
- Zgon nastąpił dwie godziny temu – powiedziała rzeczowo, jednak wplatając w tą wypowiedź żal.
- Pani Decertion?! – Policjant spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami.
- Przecież przedstawiłam się już przez telefon. Tak, to ja. Demetrios Decertion zapewne umarł z powodu ataku serca. Przyjechałam do niego pół godziny temu i od razu zawiadomiłam odpowiednie służby.
- Gdzie jest ciało? – zapytał lekarz.
- W sypialni. – Wskazała właściwe drzwi.
- Dziękuję.
- Chciałbym z panią porozmawiać – podjął policjant mniej pewnym tonem.
- Oczywiście, jestem do pana dyspozycji – odparła kobieta.
- To pani... brat?
Drusilla przytaknęła.
Następnie skierowała się do salonu, usiadła w fotelu i wymownie skinęła głową w stronę drugiego. Człowiek pewnie wykonał „polecenie”. Kobieta wciąż nie spuszczała z niego oczu.
- Jak już powiedziałam, według wstępnych badań zgon nastąpił dwie godziny temu i przyczyną był atak serca.
- Wstępnych badań?
- Tak. Przyjechałam i znalazłam nieruchomego człowieka. Nie musiałam sprawdzać pulsu, był już zimny i pozbawiony koloru. Więc się tym... zainteresowałam.
- Pani? Ale skąd może pani wiedzieć, jak...
- Swojego czasu studiowałam medycynę. Uważam zresztą, że choćby podstawowa wiedza jest potrzebna w każdej dziedzinie, nie uważa pan? – Drusilla bacznie przyglądała się mężczyźnie pod czterdziestką.
- Hm... Trzeba by załatwić pewne formalności – mruknął wymijająco. – Czy zgodziłaby się pani pojechać ze mną?

Melodia, która zalała cały dom, przywróciła Varinię do rzeczywistości. Skrzywiła się, następnie jak najszybciej mogła, obróciła wózek inwalidzki w odpowiednią stronę i po kilku chwilach dojechała do drzwi. Spojrzała w monitor, wyświetlający obraz młodej kobiety. Wystukała znany niemal od zawsze kod i wpuściła szatynkę i brązowych oczach.
- Witaj, Tatiano – powiedziała czarnooka na wstępie, pozwalając sobie na cień uśmiechu.
- Dzień dobry.

W małym gabinecie, położonym głęboko w korytarzach Seltrandu zapanowała nieprzyjemna cisza. Czerwonooki chłopak, po chwili wpatrywania się w rozmówcę, spuścił głowę, chociaż nie zainteresował się – jak to zwykle ludzie czynią – swoimi paznokciami; nie wydawał się też być zafascynowany kolanami.
Starszy człowiek, siedzący po drugiej stronie biurka w końcu chrząknął.
- Próbuję cię zrozumieć, Myronie. Wydaje mi się, że znam powód twojej reakcji. Jednak to ty jesteś mi potrzebny, właśnie ty.
Chłopak uniósł głowę, z powrotem kierując czerwone oczy na rozmówcę.
- Ale dlaczego... dlaczego nie Vanitas? Ona jest najlepsza i...
- Doskonale znam kompetencje i oceny Varinii. Jednak, postaraj się zrozumieć. To nie jest osoba, która widzi. Jej umysł jest jak nieograniczona biała karta, na której zostaje zapisane wszystko, co zarejestruje. A jej osoba ma całkowity dostęp do uzyskanych informacji. Ona zbiera wiedzę, nie tworzy jej sama.
- Pan... pan zawsze był przeciwko niej! - odpowiedział chłopak, próbując zrozumieć odpowiedź.
- Nie... Czyżbyś jej bronił?
Dopiero po chwili odpowiedział:
- Nie, chyba nie. Staram się być obiektywny.
- Obiektywny... interesujące słowo.
Chłopak westchnął w duchu. Zdecydowanie nie chciał się mieszać w pomysły Corneliusa Commine. Był najbardziej niesamowitym i kontrowersyjnym członkiem ciała pedagogicznego w Seltrandzie i zasłużył sobie na wiele interesujących opowieści-plotek. Tylko on żywił niechęć do Varinii Vanitas, dziewczęcia, które już w pierwszej klasie okazało się jedyną osobą, która spełnia jego kryteria idealnego ucznia. Według Corneliusa nikt godny zaufania, nie jest tak doskonały; chociaż Vanitasównie do doskonałości wiele brakowało.
- Zgadzasz się, Myronie?
Chłopak zawahał się. Spróbował przeanalizować skutki swojej decyzji. W końcu postanowił:
- Tak.

- Świetnie, bardzo ci dziękuję. – Varinia bacznie przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Jej niesamowicie długie loki zostały splecione w warkocz, skręcony na tyle głowy w coś w postaci ogromnego koku.
- Nie ma o czym mówić, proszę pani – odparła pokojówka z uśmiechem. – Czy mógłabym...
- Tatiano, proszę, mów mi na ty. Jesteś starsza ode mnie.
- Ależ to nie przystoi...
- To nie jest siódmy wiek. Jak będziesz tak mówić, zaraz możemy zacząć się bawić w królów i dworzan.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, Varinia obróciła wózek.
- Musimy już jechać, jest ósma. Możesz mi podać moje rzeczy?
Gdy we dwie zjeżdżały wielką, nowoczesną i ozdobioną windą, Varinia nie powiedziała już nic. To było bardziej naturalne, ale z powrotem wyrzucało ze świadomości Tatiany możliwość zwracania się do Vanitasówny po imieniu. Kiedy dziewczyna zachowywała się normalnie, a przynajmniej jej zachowanie stawało się znacznie bardziej podobne do ogólnie przyjętego, prośba Varinii wydawała się...
Szkoła-uniwersytet znajdowała się niesamowicie blisko, dlatego czarnooka nigdy nie korzystała z samochodu; zazwyczaj odbywała liczący sobie kilka kroków spacer.
- Dziękuję, dam sobie teraz sama radę. – Tatiania wyraźnie chciała zaoponować, jednak coś w osobie czarnookiej odwiodło ją od tego zamiaru.
W Seltrandzie znali Vanitasównę wszyscy i jednogłośnie stanowiła dla nich najdziwniejszą osobę na świecie. Nikt nigdy nie dokuczał jej, nawet na początku, gdy dopiero się pojawiła, będąc małą smarkulą. Zresztą na pewno mając jedenaście lat, człowiek patrząc na nią nie myślał za pierwszym razem „mała smarkula”.
Człowiek siedzący za biurkiem przy wejściu odniósł głowę; przez jego twarz przeszedł niezauważalny cień.
- Varinia Vanitas. – Zapewne miało to być pytanie, ale on po prostu stwierdził fakt.
- Witaj, Myronie.
- ... Zaprowadzić cię do auli? – zapytał bez cienia chęci.
Być może Varinia go zrozumiała, być może wolała zachować się samodzielnie. Bynajmniej podziękowała za zaofiarowanie pomocy i sama skierowała się w wiadomym kierunku.
Po chwili dał się słyszeć głos młodzieńca:
- Poczekaj, mam ci coś do przekazania. – Myron nagle był już przy niej.
Spojrzała na niego z pytaniem w oczach.
- Właściwie to nie jest nic... To znaczy, nie jest to związane z...
- Możesz konkretniej?
Młody mężczyzna zmarszczył lekko brwi, westchnął i sztucznym tonem wyjaśnił, o co chodzi. Gdy skończył, stali przy drzwiach do wielkiej sali. Varinia nie kwapiła się z odpowiedzią.
- I...?
- ... Dobrze, zgadzam się – odparła, podczas gdy jej twarz nie wyrażała niczego.
Myron poczuł gorąc, dlatego szybko odwrócił się bez słowa i odszedł. Zazwyczaj nie miał problemów z kłamaniem. Ale w końcu przy tej... kobiecie każdy zaczynał mieć trudności z czymkolwiek – dodał w myślach, kiedy usiadł już przy biurku, by pilnować, kto wchodzi do Seltrandu w dniu dwieście piątej rocznicy utworzenia szkoły.
Varinia spojrzała na zgromadzonych ludzi – wielu zgromadzonych ludzi. Skończyły się wszystkie mowy jej poprzedzające. Teraz była kolej dla autorki niesamowitej książki, opisującej zadziwiające odkrycie. Dla zwyciężczyni niezliczonych konkursów. Dla najlepszej uczennicy w historii. Dla małej, siedzącej na wózku inwalidzkim istoty, której głównymi zaletą było nie posiadanie kilku typowych człowiekowi wad. Varinia po raz pierwszy poczuła, jakby jej żołądek miał własne życie. Nie była w stanie nie powiedzieć, co do powiedzenia miała – takie zablokowania było niemożliwe przy tej osobie. Uspokoiła się, chociaż zdenerwowanie jest mocno naciągniętym określeniem tego, co poczuła – właściwie zawsze była uspokojona, ale mogła być mniej lub bardziej.

Załatwiwszy wszystko, co załatwić trzeba było, Drusilla Decertion wróciła do domu.
Do szczęścia wystarczało jej trzypokojowe mieszkanie na siódmym piętrze w jednej z wielu przyjemnych dzielnic stolicy. Mogła sobie pozwolić na więcej, nawet dużo więcej, ale nie chciała.
Zamknęła za sobą drzwi (jak zawsze) i skierowała się do kuchni. To był dla niej męczący dzień. Przez sprawę z bratem spóźniła się na posiedzenie, co nie zdarzyło jej się nigdy wcześniej. Wyciągnęła jedno krzesło spod stołu i osunęła się nań. Schowała twarz w dłoniach, pozwalając swoim myślom po raz pierwszy tego dnia pobłądzić. Już nigdy nie spotka Demetriosa... nigdy z nim nie porozmawia – to nie ulegało wątpliwości. Jeszcze tylko czekał ją pogrzeb. Nie chodziło o to, że się bała tego ostatecznego końca. Nie była osobą, która tak podchodzi do tych spraw.
- I co teraz..? – zapytała, odkrywając twarz i przenosząc wzrok na okno.
Doskonale wiedziała, co będzie – nie popadła w rozpacz, jaka jest typowa po stracie kogoś bliskiego, a przyszłość miała dobrze zaplanowaną.
Nagle zadzwonił telefon. Drusilla przeklęła lekko.
- Tak? – podniosła słuchawkę, nie widząc innego rozwiązania.
- Tak, to ja, witam.
Podczas jak słuchała rozmówcy, na jej twarz wkradały się różne uczucia. W końcu rozłączyła się, nienaturalnie blada, czując, jakby wewnątrz niej latało stado motyli – nie bacząc na wrażliwość czy choćby obecność organów wewnętrznych.

- Jestem – Głos Varinii przestraszył Myrona; nigdy nie mówiła bez potrzeby „już” czy „wreszcie”, uważała, że są te słowa zbędne.
Młodzieniec spojrzał na nią z irytacją w swych czerwonych oczach.
- Jak miło... I jak się bawiłaś?
- To nie była zabawa – odpowiedziała krótko, patrząc uważnie na niego.
- Ach... Szkoda, zabawa jest bardzo przyjemna.
- Nie będę polemizować. Możemy jechać?
- Zawsze i wszędzie, chodź. – Wstał.
Opuścili Seltrand. Myron poprowadził Varinię do znajdującego się kilkadziesiąt metrów dalej parkingu.
- Swoją drogą, o co dzisiaj chodzi? – Gdyby nie była, jak była, dodałaby: „nikt mnie nie poinformował, a skoro musimy przyjeżdżać w święto, zapewne chodzi o coś ważnego”.
- Nikt ci nie powiedział? – Nie czekając na odpowiedź, wytłumaczył – A więc nasz szanowny pan Matren, którego zapewne kojarzysz – dziwne, żeby nie – tym razem wpakował się w poważne kłopoty.
Gdyby Varinia nie była Varinią, westchnęłaby ze słowami „o cholera”, ale że z pewnością była sobą, nawet nie drgnęła. Zapadło więc milczenie.
- Mógłbyś dokładniej?

Drusilla spojrzała na trzymany w ręce ołówek. Skrzywiła się. Idiotyczny nawyk, którego nie mogła się pozbyć: obgryzanie niewinnym, przystosowanych do innych celów przedmiotów. Bez powodu, tylko, żeby coś robić zębami. Podobno to świadczyło o zdenerwowaniu. Cóż, w tej chwili w takim razie powinna przynajmniej tuzin ołówków zamienić w wióry.
Westchnęła, po czym zaczęła wypisywać należącej przed nią kartce kolejne punkty. Wiedziała, że jutro nie mogłaby tego zrobić. Zapomniałaby. Pamięć, a właściwie niepamięć. Miała z nią niesamowite problemy. Wyjątkowe. Nie tylko dlatego, że duże. Jej pamięć, jakkolwiek beznadziejna, miała także zasadniczo prosty i niespotykany u innych system działania.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
elfette
Poprawiacz



Dołączył: 06 Wrz 2005
Posty: 531 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: znienacka
PostWysłany: Sob 13:01, 01 Paź 2005 Powrót do góry

Jedno słowo.
Ślicznie.
A dokładniej rzecz biorąc, 10/10. Sonik, jesteś świetna. Masz talent, dziewczyno, duży talent. Pisz dalej! Obowiązkowo pisz dalej, bo ja się chyba załamię...
Z niecierpliwością czekająca na następny odcinek, zazdroszcząca talentu i absolutnie zachwycona odcineczkiem, pozdrawiam,
Elfetka


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kocio:*
Zawodnik
Zawodnik



Dołączył: 31 Sie 2005
Posty: 891 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/2
Skąd: z...........zapomnialam :]
PostWysłany: Sob 18:36, 01 Paź 2005 Powrót do góry

10/10 fajnie napisane podobało mi się!!!Elfette ma racje maz talent!!Super


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Depechowiec




Dołączył: 22 Wrz 2005
Posty: 385 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Chodzac w swoich butach...
PostWysłany: Nie 7:30, 09 Paź 2005 Powrót do góry

10/10 nic dodac nic ujac...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kocio:*
Zawodnik
Zawodnik



Dołączył: 31 Sie 2005
Posty: 891 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/2
Skąd: z...........zapomnialam :]
PostWysłany: Nie 8:42, 09 Paź 2005 Powrót do góry

Pisałam już to,ale jestem po prostu zachwycona !!!! MAsz talentos Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Depechowiec




Dołączył: 22 Wrz 2005
Posty: 385 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Chodzac w swoich butach...
PostWysłany: Nie 9:20, 09 Paź 2005 Powrót do góry

ja bym takich opowiadan nie umial pisac bo p oprotu nie nawidze dlugo pisac na kompie Jezyk2 zosatwiam to tobie bo tyu masz talen i (jak widze) checi:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kocio:*
Zawodnik
Zawodnik



Dołączył: 31 Sie 2005
Posty: 891 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/2
Skąd: z...........zapomnialam :]
PostWysłany: Nie 9:54, 09 Paź 2005 Powrót do góry

ja tez rady bym nie dala za glupia jestem hahah Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Depechowiec




Dołączył: 22 Wrz 2005
Posty: 385 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Chodzac w swoich butach...
PostWysłany: Nie 10:13, 09 Paź 2005 Powrót do góry

a pozatym z ortogrphia jest u mnie zle Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kocio:*
Zawodnik
Zawodnik



Dołączył: 31 Sie 2005
Posty: 891 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/2
Skąd: z...........zapomnialam :]
PostWysłany: Nie 10:56, 09 Paź 2005 Powrót do góry

NO moze troche,ale da sie zrobic lol:D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)